rys. Kazimierz Nowak, fot. Anna Chalecka

niedziela, 26 maja 2013

Krochmalna 30 m 22.

Zamieszkałam na Krochmalnej 30 w maju 1998 roku. Mieszkanko miało ze 32 m2 i zawierało dużą widną kuchnię, jeszcze większy pokój, malutki przedpokoik i ciupeńką łazienkę. To ostatnie pomieszczenie wywoływało dość sporą euforię wśród osób mnie odwiedzających. Przypuszczam, że pierwotnie mogło być jakimś składzikiem. W czasach powojennych lokatorzy wstawili do niego wannę - metrową, idealnie wpasowaną między ściany. Tego rodzaju wanny spotyka się w sanatoriach i służą do siedzenia i moczenia się w leczniczym bagnie. Dość głębokie  z siedziskiem. Prócz tego w łazience mieścił się jeszcze tylko kibelek i właściwie ciężko było zamknąć drzwi. O wygodach nie było mowy i salonem kąpielowym w żadnym wypadku tej klitki nazwać nie było można. Natomiast samo mieszkanko wspominam bardzo przytulnie. Wysokie, trzy metrowe dawało wrażenie większego niż w rzeczywistości. Oczywiście był tam skrzypiący, klimatyczny parkiet jak również olbrzymi bijący zegar. Mebelki raczej dobrane przypadkowo od antyków po bajery lat 60-tych. Do tego "kolekcja obrazów", wręcz mała galeria. Reprodukcje Chełmońskiego, widoczki z domkami, jakiś ułan żegnający swoją kobietę, brzózki, kwiatuszki, drzewka...oj było tego na ścianach. Każdy oczywiście w złotej ramie ;-) Ściany pomalowano na jasny pomarańcz i "puszczono" wałeczkiem biały wzorek. Zamiast żyrandola - który ponoć spadł, kiedy sąsiedzi z góry balowali - zainstalowano boczne oświetlenie - złocone kandelabry, współgrające z ramkami od obrazów.
Namiastka galerii ;-)

Moje zdjęcie z zegarem ;-)

Zimą niestety wyłoniły się pewne mankamenty - jak to w starym domu. Przez nieszczelne okna wdzierał się ziąb, kaloryfery słabo grzały a w kuchni była szczelina, pęknięta ściana, przez którą też wiało. Szczelina była na wylot - co sprawdzali fachowcy - i miała w moim lokum 2 cm szerokości. Nie wiem czy wtedy ważyły się losy budynku, bo chodziły rożne komisje a też specjaliści i oglądali kamienicę. Koniec końców pospinali ją metalowymi klamrami i niedługo potem zaczęła się budowa apartamentowca Krochmalna 32a. Na rysunku pana Nowaka widać dokładnie wspomniane pęknięcie i również to, że mieszkanie na drugim piętrze, które zajmowałam najbardziej było poszkodowane.
Żeby przetrwać mroźne dni musiałam okna dokładnie uszczelnić watą i najzwyczajniej zabić je gwoździami, wentylacja i tak była. No i dogrzewałam się piecykiem olejowym, który praktycznie włączony był non stop - nawet podczas mojej nieobecności. A już w krytycznych momentach odpalałam wszystkie palniki na kuchence gazowej i jakoś to było. Znajomi przychodzili często, więc w dobrym towarzystwie od razu robiło się cieplej.
Sylwester 98/99

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz