Kilka dni temu udało mi się spotkać i porozmawiać ze wspaniałą kobietą - panią Janiną, mieszkanką dawnej ulicy Krochmalnej. Mimo moich usilnych starań to na razie jedyna osoba mogąca opowiedzieć cokolwiek o latach przedwojennych, wojnie, okupacji, powstaniu - w obrazach i wspomnieniach z tamtej ulicy. Mieszkała w domu, w którym o wiele wcześniej żył Issac Beshavier Singer. Adres Krochmalna 12 mieszkania 105. Pani Janina swoje wspomnienia pięknie opisała w książce "Świat w serdecznej pamięci", także udzieliła wywiadu Jerzemu S. Majewskiemu, a ten zamieścił je w przewodniku "Żydowski Muranów i okolice". Jej przeżycia z Powstania Warszawskiego możemy poznać czytając relację na stronach Archiwum Historii Mówionej tutaj. Mnie udało się osobiście wysłuchać wspomnień i za rękę z małą Janką pospacerować wzdłuż Krochmalnej, pozaglądać w bramy, na podwórka, wsłuchać się w gwar ulicy. Pani Janino - bardzo dziękuję za tę ekscytującą wycieczkę.
Spotkanie
z Panią Janiną Garbień dnia 29 stycznia 2014r.
Pani
Janina zamieszkała na Krochmalnej 12 w 1934 roku. Ulica nie przypominała już
tej nędznej, żebraczej opisywanej przez Singera. Minęło 17 lat odkąd przyszły noblista
z niej wyjechał. Ulica modernizowała się, cywilizowała. Położono chodniki,
wybrukowano ulicę. Nikt już nie wylewał nieczystości prosto z okien, dzieci nie
bawiły się w rynsztoku. Co prawda stare kamienice – najczęściej te frontowe
różniły się od oficyn, które budowane na bieżąco były wyższe, czystsze,
nowocześniejsze. Głównie ulica zamieszkana była przez Żydów zajmujących się
handlem. Mieli oni stoiska w Hali Mirowskiej lub na placu Mirowskim. W suterenach kamienic utrzymywali magazyny, a w nich
towar, którym handlowali. Ale Polacy też mieszkali, jednak stanowili może 10-15
%. Pani Janina zamieszkała pod numerem
105 i to nie było ostatnie mieszkanie – w całej kamienicy żyło może 10 polskich
rodzin. Na ulicy Krochmalnej bardzo często można było spotkać handlarki z koszami
pełnymi jajek a także węglarzy dźwigających ciężkie kosze. Przepychali się na
chodniku, żądali zrobienia przejścia. Pani Janina pamięta scenę kiedy handlarka
straciła swoje jajka, nie chcąc zejść z drogi węglarzowi – ten złośliwie kopnął
w jej koszyk.
Kilka zdjęć jakie udało mi się wyszukać na portalu: http://www.kolejkamarecka.pun.pl/ obrazujące sytuacje na Krochmalnej w czasie kiedy weszła do getta. Na pierwszym zdjęciu po prawej numery 10 potem 12, 14 jednopiętrowy dom 16/18 i 20. Zdjęcie drugie: fotograf patrzy tym razem na wschód i tak po lewej stronie numery 14, 12, 10
Zdjęcie bliżej muru na Ciepłej.
Dom rodzinny Janki był na odcinku wschodnim między Ciepła a Rynkową. Nie zapuszczała
się zbyt często w kierunku Żelaznej, bo tam nie było nic ciekawego, mało
sklepów, wystaw. Nie umiała więc powiedzieć mi nic na temat Krochmalnej 30. Na
pewno tamtędy przechodziła, ale jako dziecko nie zwracała uwagi na numery i
zresztą rzeczywiście chyba nic charakterystycznego i ciekawego trzydziestka nie oferowała. Stwierdza jednak, że na tym odcinku – miedzy Ciepła a Żelazną – ulica była
bardziej nowoczesna, ciut bogatsza, na wyższym poziomie.
Kamienica
pod numerem 12 miała od Krochmalnej dwa piętra. Była stara, ciemna a brama
wejściowa na podwórko brudna i
nieprzyjemna. W bramie często stali tragarze
gotowi wynająć się do przenoszenia ciężkich rzeczy – mebli czy towarów. Byli
przepasani linami i nie wyglądali zbyt miło. Podwórko za bramą było duże i
dobrze doświetlone. Stał na nim śmietnik natomiast nie było tam żadnej zieleni,
drzew. Boczne skrzydła kamienicy i tylne dobudowano dużo później i były to
budynki czteropiętrowe z facjatami, bez
balkonów. Górowały nad okolicą. Wychylając się z okna i patrząc ponad
dachami widać było ruch uliczny
Krochmalnej. Także idąc od strony ulicy Chłodnej z daleka widać było wysoką
ścianę domu – tę bez okien. Ślepą ścianę, za którą były komórki lokatorskie. Mała Jasia mieszkała z rodzicami na czwartym
piętrze pierwszej klatki od Krochmalnej. Na piętrze były tylko dwa mieszkania –
państwa Jasik – rodziców Janki i Państwa Zalzbergów. Zalzbergowie byli dobrze
sytuowanymi Żydami, mieli budkę z porcelaną w hali mirowskiej, zatrudniali
służącą. Mieli trzy pokoje w amfiladzie, kuchnię i przedpokój. Rodzina Janki zajmowała
duży pokój z kuchnią przedpokojem i łazienką. Mieszkanie było od południowej
strony – jasne i słoneczne. Z klatki dostępne były wspomniane komórki.
Lokatorzy przechowywali w nich węgiel. Jasikowie dodatkowo dużą balię
kąpielową, bo w łazience mieli tylko ubikację, bez wanny czy prysznica.
Mieszkania były wyposażone w instalacje elektryczną natomiast gazu nie było.
Gotowano na kuchniach węglowych.
Państwo
Jasikowie zajęli mieszkanie po żydowskim lokatorze, który był niewypłacalny i
poddany eksmisji. Ze złości zdewastował mieszkanie, zniszczył
instalacje elektryczną, porozbijał kafle od pieca, poniszczył meble. Na początku konieczny był duży remont.
Zanim naprawiono instalacje rodzina spędzała wieczory przy lampie naftowej. Mieli taką zrobioną z kuli armatniej jeszcze z I Wojny Światowej. Meble
natomiast odkupiono od bogatego, żydowskiego fabrykanta – pana Magida. Był on
właścicielem fabryki na Młocińskiej 13. Zatrudniał ojca Janki na stanowisku
ślusarza i konserwatora – był jego szefem, ale też znajomym. Meble odkupiono po
okazyjnej cenie, bo Magid wydawał córkę za mąż i zmieniał jej umeblowanie na
nowoczesne. Stare secesyjne, dębowe sprzęty trafiły na Krochmalną. Od razu
widać było ich wysoką wartość, co komentowali domokrążcy – obnośni handlarze.
Twierdzili, że to nie dom robotniczy - z pięknym stołem, krzesłami z wyplatanymi
siedziskami, dużym kredensem, do którego dzieci się chowały i otomaną,
zawierającą ozdoby z kości słoniowej.
Z córkami Magida przyjaźnił się brat Janki – Mietek. Cała rodzina była na ślubie jednej z nich - w synagodze na Tłomackiem. Po ceremonii państwo młodzi wypijali wino i tłukli kieliszki. Zgodnie z tradycją, którego z małżonków kieliszek się zbije ten będzie sprawował rządy w domu. W tym przypadku miała to być córka Magida.
Janka po przyjeździe na Krochmalną miała dziewięć lat i zaczęła uczęszczać do Szkoły Powszechnej nr 11 przy Dzielnej 61. Pomagała mamie chodząc na zakupy do hali mirowskiej. Była lubiana wśród sprzedawców i często kupowała na kredyt. " Chodź Jasia, chcesz sera?" - i dostawała kawałek. Na liście sprawunków były okrawki wędlin - wybierano jej zawsze te najlepsze, sery, śledzie - które uwielbiała. Mandarynki sprzedawano 3 za 10, katańskie. Bywała w sklepie kolonialnym Kuryluka. Tam usłyszała powiedzenie: "wolniej pójdziesz, prędzej zajdziesz". Bywała też w sklepiku u Joska na Krochmalnej - z różnościami. Po ubrania jeździła z mamą na Nalewki - miała stamtąd dobrej jakości płaszcz, natomiast buty kupowały w okrąglaku przy pl. Żelaznej Bramy.
Mówi o sobie jako o wybrednym dziecku - grymasiła. Nie lubiła krupniku, masła, wolała kotlety i zalewajkę. Mięsa na co dzień się nie jadło. Podczas okupacji doświadczyła głodu. Mama sprzedawała ubrania i rzeczy i kupowała jedzenie. Także zaopatrzenie przywoziły ze wsi od rodziny. Ale nie zawsze dało się coś zorganizować.
Czas getta.
W
czasach getta córki Magida ukrywały się po aryjskiej stronie – miały dobry
wygląd, blond włosy. Natomiast Magid był na terenie małego getta. Podczas akcji
likwidacyjnej ukrył się w dole kloacznym i dzięki temu przeżył. Któregoś
wieczora zapukał do domu Janki szukając pomocy. Państwo Jasikowie mieszkali
wtedy w sąsiadującym przez podwórko domu o adresie plac Mirowski 9. Ich stare
mieszkanie było na obszarze getta. Magid uzyskał pomoc – umył się, najadł,
przespał i został skontaktowany z córkami. Te nie miały możliwości inaczej mu pomóc
jak tylko odprowadzić do dużego getta. Tam ukrywał się w gruzowisku. Na znak,
ze żyje rozpalał ogień a znajomi wpatrywali się w unoszący dymek. Z czasem dymu
już nie było…
Nowe
mieszkanie było większe od poprzedniego – dwupokojowe. Kamienica przy pl. Mirowskim 9 reprezentowała zupełnie inny styl. Rodzina pani Janki przeprowadziła się tam w
miejsce rodziny żydowskiej, która oczywiście poszła do getta. Kamienice Krochmalna 12 i
plac Mirowski 9 stały do siebie plecami i granica getta biegła przez podwórko –
to należące do adresu pl. Mirowski 9. W granicy pobudowano mur z cegieł przez
który odbywał się szmugiel. Na stronę aryjską można też było przedostać się
strychami. Janka i jej kolega Chaimek właśnie tam się spotykali, także Janka
szmuglowała dla niego jedzenie przez mur.
Powyższe zdjęcie pokazuję tylną oficynę kamienicy Krochmalna 12, mur getta i kawałek podwórka domu pl. Mirowski 9. Osoby na zdjęciu to mieszkańcy getta. Fotografie z portalu: http://www.kolejkamarecka.pun.pl/
Strzałki wskazują numer 9 przy pl. Mirowskim - w podwórzu mur getta. Poniżej ten sam adres na tyłach jednej z hal.
Tyfus
– należało wykąpać się w łaźni i wziąć stamtąd zaświadczenie. Na jego podstawie
wydawano kartki na chleb. Janka z siostrą udały się do łaźni zorganizowanej w
kinie Roma (obecnie teatr Roma). Kąpały się tam i Polki i Żydówki. Pani Janina
pamięta starą Żydówkę z obwisłym brzuchem – niczym w fartuszku jak też piękne
blondynki ładnie ubrane nie przypominające Żydówek – a jednak z opaskami.
Pani Janina jak również jej bratowa i cała rodzina zresztą wykazały się w tamtym trudnym czasie niezwykłym bohaterstwem. Mieli możliwość udzielenia pomocy Żydom w tragicznej sytuacji i nie wahali się tego robić. Janka bezpośrednio pomagała swojemu koledze z podwórka - Chaimkowi. Przez mur podawała mu jedzenie. Chaimek czasem też wykradał się z getta i u państwa Jasików znajdował poczęstunek i schronienie.
Rodzina Janki mieszkała przy pl. Mirowskim 9 aż do wybuchu Powstania. Podczas bombardowań chowali się w piwnicach domu Krochmalna 12, ale szybko stamtąd musieli uciekać. Z mamą i siostrami przedostała się do Śródmieścia. Działała pomagając w Powstaniu - szyła woreczki na proch. Wraz z kolumną cywilów została odesłana do Pruszkowa i potem do Niemiec na roboty. Do Polski wróciła po wyzwoleniu - najpierw z mężem zamieszkała w Krakowie potem wrócili do Warszawy.